Mit równości
by Rebecca Bynum (Aug. 2008)
Jednym z najbardziej charakterystycznych owoców współczesnej demokracji jest stopniowy zanik wszelkich różnic klasowych, a w konsekwencji zrównanie społeczeństwa do tego stopnia, że wszyscy powinni traktować wszystkich dokładnie w taki sam sposób. Nie wolno nam czynić rozróżnienia między młodymi i starymi, mężczyznami i kobietami, między ludźmi wybitnymi i łajdakami. W rezultacie powszechna uprzejmość spadła na rekordowo niski poziom, a pokłady niezdrowej urazy są rekordowo wysokie. Każdy podejrzewa, że nie dostaje tego, na co zasługuje, i obawia się, że szacunek okazywany komuś przez niego jako forma grzeczności zostanie poczytany za uległość. Uważamy, że autorytet to nic innego jak niesprawiedliwe nadużywanie władzy, a jednak w warunkach panującego relatywizmu ludzie poszukują źródeł prawdziwego autorytetu, podążając za modą i za wciąż nowymi guru z branży rozwoju osobistego. Presja wzorców popkultury bywa tak ogromna, że zagraża indywidualności.
Ś W I Ę T A I N I E Z A P R Z E C Z A L N A Bunt XVIII-wiecznych racjonalistów przeciw dziedzicznym przywilejom i władzy kościelnej znalazł wyraz w dokumentach założycielskich Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza w Deklaracji Niepodległości, w której równość między ludźmi najpierw została określona przez Thomasa Jeffersona jako „święta i niezaprzeczalna”, a później uznana za „oczywistą samą w sobie” przez Benjamina Franklina, który zastąpił Jeffersonowską religijną ideę świętości ideą samego rozumu. Rezultatem był mit, który legł u podwalin Ameryki: równość między ludźmi. A jednak prawdziwą równość odkrywamy tylkona najwyższych poziomach transcendencji – w tymrozumieniu, że nasze dusze, drżące i nagie, stanąkiedyś jako równe przed Bogiem. Na poziomie materialnym– co oczywiste i może zabrzmieć jak banał– żadne dwie istoty ludzkie nie są identyczne, a zatemnie są równe.
Ponadto idea wolności przesądza, że nierówność, społeczna i gospodarcza, z upływem czasu raczej się zwiększy, a nie zmniejszy. Równość przeczy wolności I wiedzie do konformizmu, który z kolei prowadzi do przeciętności. O ile prawdą jest, że sprawiedliwość wymaga równości wszystkich wobec prawa (w tym sensie, podobnie jak w islamie, prawo jest substytutem Boga), to jednak, gdyby państwo usiłowało każdego traktować dokładnie tak samo, skutkiem byłaby niesprawiedliwość wobec wszystkich, której towarzyszyłby upadek powszechnych norm. Jeśli wyeliminujemy drabinę społecznego zróżnicowania (dawniej wyznaczanego przez cnotę i mądrość), ludzkość osunie się z powrotem w prymitywny materializm, w którym niepodzielną władzą sprawują siła i pieniądz. Hierarchia wprawdzie przetrwa, będzie się jednak opierać na najbardziej prymitywnych kryteriach, na żądzach i namiętnościach. I w miarę jak zwykły człowiek jest stawiany na coraz wyższym piedestale, we wszystkich aspektach życia społecznego, w sztuce, literaturze i muzyce, nieuchronnie zapanują tendencje wiodące do przeciętności.
Współczesne wyzbywanie się form grzecznościowych, nawet formy „pan” i „pani”, łącznie ze skracaniem imion, jest wyrazem obecnego podejścia do indywidualnego człowieka. Dziś o ludziach mówi się wyłącznie w kategoriach istot konsumujących i produkujących. Jako konsumenci podlegamy analizie i wiwisekcji pod względem preferencji i gustów jak nikt w dziejach. Nasi politycybiją pokłony przed bożkiem o imieniu Gospodarkai bez przerwy opracowują programy mające nacelu chronić i tak już zadowoloną klasę średnią,której życiowym celem wydaje się łapczywa konsumpcja.
Zamiast rodzić poczucie szczęścia, utrata konkretnego miejsca w hierarchii społecznej prowadzi do pretensji, zawiści, podejrzeń i rozgoryczenia. Wydaje się, że w uporządkowanym hierarchicznie społeczeństwie było mniej urazy niż w tym, z którego usunięto różnice. Chłop i rzemieślnik, żołnierz i kupiec, duchowny i arystokrata – wszyscy znali swoje miejsce i mogli bez trudu z sobą obcować,
z kurtuazją i bez wstydu.
Praca własnych rąk w przynoszącym satysfakcję rzemiośle to doświadczenie uszlachetniające, które w dużej mierze wymazano ze współczesnego życia, podobnie jak trud na roli. Dziś nadęte tytuły uwierają tak samo jak kierat życia zawodowego. Brakuje silnego poczucia przynależności, które wynikało z pełnienia istotnej funkcji w społeczeństwie: rzeźnik, piekarz, wytwórca świec zniknęli, a ich miejsce zajęły gigantyczne koncerny zatrudniające najtańszą i tymczasową siłę roboczą.
W rezultacie osłabły zaufanie i lojalność. Żyjemy w świecie dychotomicznym – mobilność klasowa w kategoriach gospodarczych jest płynna, lecz wyeliminowana została hierarchia w postaci innych różnic społecznych, zastąpił ją zaś wyzuty z wartości miernik, jakim jest stan konta danego człowieka. Na prawość patrzy się podejrzliwie jako na zmowę mającą na celu odebranie ludziom zasłużonej porcji przyjemności, a mądrość została wyrugowana przez dorosłe dzieci bawiące się na swoich uniwersyteckich podwórkach – przez akademików, którzy popychają wiedzę ku coraz większej specjalizacji i rozdrobnieniu.
N A S Z E W S P Ó L N E M A R Z E N I E Pod tym wszystkim wrze grożąca wybuchem skumulowanauraza. Jak ujął to Richard Weaver: „Jeśliwiększe znaczenie będziemy przywiązywać do czucianiż do myślenia, wkrótce, na zasadzie prostejrozciągłości, więcej uwagi będziemy przywiązywaćdo chciejstwa niż do zasług”.
Rodzi się także pytanie, czy w głównym nurciekościołów chrześcijańskich żarliwe działanie narzecz równości nie zastąpiło o wiele bardziej fundamentalnej koncepcji braterstwa. Idea braterstwa niesie ze sobą obowiązki, których nie niesie idea równości. W pierwszym wypadku koncentrujemy się na innych, w drugim na samych sobie. Będący tego następstwem egotyzm przesycający współczesne społeczeństwo bardzo trafnie zaprezentował Theodore Dalrymple w książce „In Praise of Prejudice” (Pochwała uprzedzeń). Gdy równość stawianajest tak wysoko, że niszczy wszystkie źródła autorytetu,ludzkość szybko cofa się do poziomu zwierzęcego, na którym racją jest siła.
Równość działa przeciw zróżnicowaniu i autorytetowi,braterstwo – nie. Różnice umiejętnościi uzdolnień nie mają wpływu na poczucie braterstwa,i tak właśnie powinno być. Jako fundament,na którym można budować społeczeństwo, ideabraterstwa znacznie przewyższa mityczną i nieosiągalnąrówność. Społeczeństwo może traktować różnychludzi sprawiedliwie, ale nie może traktowaćwszystkich po równo, nie niszcząc swojej struktury.Społeczeństwo musi mieć strukturę, inaczej przestanie istnieć. A wówczas ludzkość staje się wyłącznie masą poszczególnych bytów, które odróżnia tylko stopień ekonomicznego sukcesu. Do tego prowadzi państwo oparte na darwinizmie.
Kultura to unikatowy wytwór człowieka. Nie jest prostą wypadkową przyczyn i skutków o charakterze ekonomicznym. Jest płodem ludzkiej wyobraźni, owocem wspólnego metafizycznego marzenia. Marzenie to utrzymuje przy życiu wiara w kochającego Stwórcę, który pragnie, by wszystkie jego dzieci obdarzały się braterską miłością. Zaczynamy zatracać to marzenie oraz kulturę będącą jego owocem – w dużej mierze za sprawą mitu równości.
Translated by Forum magazine for their July 21-27th issue (no. 30). The original English version is here.
- Like
- Digg
- Del
- Tumblr
- VKontakte
- Buffer
- Love This
- Odnoklassniki
- Meneame
- Blogger
- Amazon
- Yahoo Mail
- Gmail
- AOL
- Newsvine
- HackerNews
- Evernote
- MySpace
- Mail.ru
- Viadeo
- Line
- Comments
- Yummly
- SMS
- Viber
- Telegram
- Subscribe
- Skype
- Facebook Messenger
- Kakao
- LiveJournal
- Yammer
- Edgar
- Fintel
- Mix
- Instapaper
- Copy Link